Cześć,
ostatni maseczkowy przegląd pojawił się tutaj w październiku, a mamy połowę stycznia. Wynika to przede wszystkim z tego, że w ostatnim czasie robiłam dużo masek w tubkach i słoiczkach. Mimo to znalazło się kilka saszetek, o których chciałabym Wam dzisiaj napisać. Nie przedłużam i zapraszam do lektury. :)
Przegląd maseczkowy
Na początek maseczki 1-6, czyli te, do których bardzo chętnie wrócę, bo spisały się świetnie. Nie da się ukryć, że totalnym odkryciem dzisiejszego wpisu są maski algowe z Apis, w których totalnie się zakochałam. Zużyłam ich w sumie więcej, ale jakoś pominęłam zdjęcia. W każdym razie algi z Apis cudownie oczyszczają, odświeżają i nawilżają skórę. Wersja z nasionami chia była trochę bardziej problematyczna w aplikacji, ale i tak wypadła bardzo dobrze. Przyjemnym zaskoczeniem okazała się też maska łagodząco-kondycjonująca z Marion. Ślicznie pachniała i dobrze nawilżyła moją buzię. Płachty z Leaders dobrze dopasowują się do buzi, są grube i skuteczne. Twarz po ich użyciu jest wygładzona i oczyszczona, a przy tym miękka w dotyku. Szkoda tylko, że prawie w ogóle nie pachną. Maska z Botanic w ogóle mnie nie kusiła, a buzia po jej użyciu była tak przyjemnie nawilżona, że mogłabym ją cały czas dotykać. Polecam!
![]()
7-10, czyli następne maski, które chętnie kupię ponownie. Kolejna udana płachta z Leaders :) mam ochotę wypróbować ich inne wersje. Super spisała się u mnie również maska na tkaninie z Sorayi, która pięknie pachniała i mocno ukoiła moją skórę. Zużyłam też kolejną maskę z Sally's Box. Miałam ich sporo i naprawdę lubię te płachty. Jeżeli lubicie aromaty gruszkowe, to na pewno zachwycicie się tą wersją, która rewelacyjnie wygładza buzię. Chętnie wrócę również do konopnej maseczki z Bebeauty. Ta maska ma przyjemną, kremową konsystencję i zostawia buzię miłą w dotyku. 11 i 12 to maseczki, które może kupię ponownie... sama nie wiem. Obie płachty trochę średnio dopasowywały się do twarzy, ale w sumie dobrze się sprawdziły. Zobaczymy. :)
![]()
Na koniec 6 masek... 13-18, do których już nie wrócę. Dużym rozczarowaniem okazały się dla mnie płachty z Niuqi, których w sumie zużyłam nawet więcej niż 3. Cóż z tego, że ładnie wyglądały, skoro jedynym efektem była delikatnie nawilżona buzia. Nie wrócę też już do tej maski aloesowej, ponieważ bardzo piekła mnie buzia w momencie, gdy ją używałam. Migdałowa maska z Koriki nie spodobała mi się ze względu na bardzo intensywny zapach, a ta z Cliv sprawdziła się tak, o... dosyć zwyczajnie, a jej cena regularna jest wysoka.
Niestety w dzisiejszym przeglądzie znalazło się sporo nieudanych maseczek, ale cóż... takie niestety też istnieją. ;) Jestem bardzo ciekawa, czy miałyście okazję wypróbować, którąś z zaprezentowanych przeze mnie wersji? A może są na Waszej chciejliście?